Ta Pełnia to latarnia przeznaczenia
. To światło, które odsłania drogę w mglistą noc.
Księżyc w Bliźniętach na 13° Bliźniąt staje naprzeciw Słońca w Strzelcu, tworząc kwadraturę do Węzłów Księżycowych.
To nie jest zwykła pełnia.
To pełnia przeznaczenia.
Taka, która nie tylko świeci, ale prześwietla.

Jej światło działa jak latarnia na wzburzonym morzu - prowadzi rozbitka, nie pozwalając mu wrócić na „bezpieczne”, choć toksycznie znajome wody.
I być może właśnie Ty jesteś teraz takim rozbitkiem: nie wiesz jeszcze, dokąd płyniesz, ale wiesz, że przyszedł czas, który coś rozstrzygnie.
Tym razem jednak pytania same się narzucają, a odpowiedzi- choć nieproszone - wdzierają się w obszary, których zwykle wolimy nie oświetlać zbyt mocno.
Mamy bowiem do czynienia z pełnią w kwadraturze do węzłów księżycowych, a to zawsze zapowiada moment przecięcia się indywidualnej świadomości z wektorem losu -człowiek zostaje zawieszony pomiędzy tym, co instynktownie powtarza, a tym, do czego - bez względu na wahania - zmierza jego dusza.

Pełnia ta działa niczym latarnia rozświetlająca mgłę - przeszywa przestrzeń nie subtelnym światłem natchnienia, lecz ostrym, nieco bezlitosnym błyskiem, którego celem jest nie wzruszenie, lecz przebudzenie.
Węzeł Północny w Rybach przypomina, że ostateczna droga wiedzie w stronę zaufania, intuicyjnego rozeznania i zdolności dostrzegania sensu także tam, gdzie na pierwszy rzut oka panuje chaos. Węzeł Południowy w Pannie przyciąga nas ku temu, co znane, choć często dusimy się pod ciężarem własnych przyzwyczajeń, przekonań i destrukcyjnych rutyn.
I tu, dokładnie w tym napięciu, które nie daje odetchnąć, pojawia się Pallas w Wodniku, tworząca trygon z Księżycem i wyznaczająca ton bardziej intelektualny niż emocjonalny, bardziej przenikliwy niż sentymentalny. Mitologiczna Pallas - córka Jowisza, która zrodziła się z jego głowy, a więc z czystej świadomości - staje się w tym układzie nie tyle patronką mądrości, ile strażniczką umiejętności rozpoznawania struktury w gęstym splocie przeżyć, narracji rodowych i dziedziczonych zobowiązań.
Jej obecność w Wodniku przypomina, że nasza tożsamość nie jest wytworem samych emocji, lecz także - a może przede wszystkim - umiejętności interpretowania własnej historii.
To, co w poprzednich wcieleniach stanowiło talent, wiedzę czy praktyczną umiejętność, powraca jako intuicyjna biegłość, jako niejasne poczucie: „to już znam”. Właśnie tak ujawnia się pamięć komórkowa, w której rodowe matryce i karmiczne ślady zapisują się równie trwale, jak genetyczne dziedzictwo.
Pełnia ta pyta więc nie o to, czy jesteśmy wierni korzeniom, lecz czy lojalność, którą praktykujemy, prowadzi nas ku spełnieniu, czy raczej zatrzymuje nas w miejscu, w którym już dawno przestaliśmy rosnąć. Lojalność rodowa z jowiszowymi przekonaniami i ideologiami, czy wobec kodów, które od pokoleń odgrywamy - bywa często formą samoograniczenia.

Warto więc zadać pytanie, czy struktury, które uznaliśmy za „naturalne”, są faktycznie nasze. Czy role społeczne, religijne, rodzinne oraz wielopokoleniowe definicje dobra, obowiązku i moralności reprezentują autentyczne głosy naszej duszy, czy jedynie echo dawno powziętych decyzji naszych przodków.
Aby to rozstrzygnąć, potrzebna jest nie emocjonalna rewolta, lecz mądrość Pallas: zdolność rozpoznania, które nici gobelinu losu zostają w naszym ręku dlatego, że sami chcemy się nimi posługiwać, a które dlatego, że tak nakazywała tradycja, pamięć albo nie do końca uświadomiona potrzeba przynależności.

Na drugim planie, ale z siłą godną strażnika cyklu, działa wciąż Saturn, który po zakończonej retrogradacji po raz trzeci przechodzi przez ten sam wycinek Ryb, próbując doprowadzić do ostatecznego zamknięcia spraw i zobowiązań, których z jakiegoś powodu nie udało się domknąć wcześniej. Saturn w Rybach to zawsze praca nad tym, co ulotne, nieuchwytne, karmiczne, a zarazem niezwykle realne w swoich konsekwencjach.
Jego obecność w pobliżu węzłów sprawia, że ta pełnia staje się nie tylko wskazówką, lecz przedbiegiem przed rozpoczęciem nowego, trzydziestoletniego cyklu, który Saturn otworzy w połowie lutego, wkraczając do Barana już na stałe. To nie jest metaforyczny „nowy etap”, lecz architektoniczna zmiana układu sił w życiu każdego z nas - taka, która nie pyta, czy jesteśmy gotowi, lecz weryfikuje, czy uporządkowaliśmy to, co miało zostać uporządkowane.
Pełnia w Bliźniętach - rozbiegana i intelektualna, a zarazem niepokojąco przenikliwa - przypomina, że żaden nowy rozdział nie zaczyna się naprawdę, dopóki nie przestaniemy dopisywać kolejnych akapitów do rozdziału poprzedniego.
To moment, w którym wiele osób może poczuć, że to, co dotychczas trwało „tylko dlatego, że trwa”, zaczyna pękać, luzować, rozpadać się, ujawniając prawdziwą naturę więzi, zobowiązań, poglądów czy potrzeb. Warto wówczas nie wpadać w dramatyzm, lecz obserwować - uważnie, wkładając mój ulubiony fartuch alchemicznego laboranta - gdzie kończy się lojalność wobec historii rodu, a zaczyna uczciwość wobec samej/ego siebie.
Bo ta pełnia nie jest delikatną sugestią.
To wezwanie.
Światło, które nie łagodzi, lecz klaruje.
Moment, w którym głos przeznaczenia przebija się przez szum codzienności i mówi:
„To, czego naprawdę szukasz, wymaga odwagi, aby przestać szukać tam, gdzie już nic nie ma.”
Jeśli więc czujesz, że stoisz w miejscu, a jednocześnie coś w środku zaczyna się przesuwać - zaufaj temu.
Być może to właśnie ta pełnia wskazuje drogę, którą dusza próbowała Cię poprowadzić od dawna, tylko teraz światło jest na tyle ostre, że nie da się go ignorować.
Taka jest natura tej Pełni: intelektualna, przeznaczeniowa, surowa, a zarazem wyjątkowo klarowna.
Światło, które nie obiecuje łatwości, ale oferuje prawdę.
A to dla tych, którzy naprawdę chcą widzieć jest więcej niż wystarczające